Malowniczo położone i bardzo ciepłe Jezioro Licheńskie w dniach 23‒25 czerwca było polem walki o tytuł mistrza Polski w konkurencjach ratownictwa wodnego i powodziowego.
/ ... /
Ważne zgranie
Pierwsza konkurencja, czyli budowa wału przeciwpowodziowego, pomimo iż była rozgrywana po zmroku, w ciemnościach rozświetlanych zaledwie jedną najaśnicą, nie sprawiała zawodnikom większych trudności. Co prawda sędziowie skrupulatnie sprawdzali, czy nie ma w konstrukcji szczelin, przez które mogłaby przeciekać woda, ale wszyscy zaliczyli zadanie.
/ ... /
Precyzja i moc
Niezwykle widowiskowe i gromadzące najwięcej publiczności, jak zwykle na takich mistrzostwach, są konkurencje motorowodne. Tu była najbardziej zacięta walka, ponieważ liczyły się umiejętności sternika i nie miało znaczenia, czy jest mężczyzną czy kobietą.
/ ... /
Trudne rzuty
Najtrudniejsze okazały się rzuty ratownicze. Zawodnicy startowali w parach – jeden rzucał kołem, a drugi rzutką, w dodatku musieli precyzyjnie trafiać w określony obszar na wodzie i zmieścić się w limicie czasu. Przysługiwało im po 5 rzutów, z czego trzy musiały trafić do celu. Regulamin dopuszczał też dopłynięcie do bramek ustawionych na wodzie, jeśli czas i limit rzutów na to pozwalał.
/ ... /
Słaba płeć?
Na osobną wzmiankę zasługuje udział kobiet w tych mistrzostwach. Miały największy doping publiczności i prowadzącego zawody Pawła „Bibę” Bińkiewicza, znanego strażakom z zawodów Stihl Timbersport Series. Kiedy zawodniczki stawały na linii startu, kibicowali im dosłownie wszyscy, a z głośników, ile było w nich mocy, płynął przebój „Moja dziewczyna jest jak malina”.
/ ... /
Uczestnicy XI Mistrzostw Polski w Ratownictwie Wodnym i Powodziowym walczyli o cenne nagrody rzeczowe, których łączna wartość wyniosła ponad 130 tys. zł.
/ ... /
Cały artykuł można przeczytać w papierowym wydaniu "Strażaka" nr 8/2017.