Pani Stanisława, którą karetka pogotowia przywiozła do szpitala w Świebodzicach, była w szoku. Relacjonowała chaotycznie, że około godziny dziewiątej rano była akurat w kuchni i szykowała sobie śniadanie. Nagle rozległ się ogromny huk i zrobiło się zupełnie ciemno.
/.../
Dowodzący działaniami st. asp. Janusz Zawadzki wysłał swoich czterech strażaków tam, gdzie było najbliżej, czyli do drzwi wejściowych zniszczonego w 80 proc. budynku. Natomiast on wraz z mł. ogn. Łukaszem Rostkowskim ruszyli na rozpoznanie na tył domu, skąd dobiegało kobiece wołanie o ratunek. Tam też po kilku minutach dojechali zadysponowani do tego zdarzenia strażacy OSP Stanowice.
/.../
Z gruzowiska dolatywała woń ulatniającego się gazu. Niestety, ze względu na brak dostępu do głównego zaworu przez dłuższy czas nie można było odciąć jego dopływu.
/.../
Do Świebodzic wyjechały na sygnale strażackie zespoły ratownicze oraz grupy ratownictwa specjalistycznego z Wrocławia (m.in. Jednostka Ratownictwa Specjalistycznego OSP Wrocław i OSP Grupa Ratownictwa Specjalistycznego „Starówka”), Wałbrzycha, Świdnicy, Lubina, Jastrzębia-Zdroju i Łodzi.
/.../
Wśród dziesiątków strażaków znajdujących się na gruzowisku było wielu ochotników. Z Jaworzyny Śląskiej samochodem bojowym GBA 2,5 star 244 wraz z prezesem Łukaszem Sadkowskim przyjechali m.in.: Wojciech Panasiewicz, Marcin Chłodnicki, Tomasz Tytko, Mariusz Wojcieszek, Wiktor Sala, Piotr Graca oraz Krzysztof Piasecki i jego syn Przemysław. Jak przyznaje prezes Sadkowski, dla wszystkich jego druhów udział w tej akcji był dużym przeżyciem, zarówno z uwagi na jej rozmiary, jak i przede wszystkim dramatyzm.
Cały artykuł można przeczytać w papierowym wydaniu "Strażaka" nr 6/2017.