Ogień i kłęby dymu w stercie makulatury pracownicy zakładu zauważyli we wtorek około godz. 10 rano - informuje portal wadowice24.pl. Składowisko znajdowało się między dwoma halami. Natychmiast powiadomiono straż pożarną.
W akcji ratowniczo-gaśniczej na miejscu zdarzenia pracowało łącznie 150 strażaków - ponad trzydzieści zastępów zawodowców i ochotników. Zmagali się oni z wieloma trudnymi zadaniami, jakie stawiał im żywioł. Posiłki przybyły nawet aż z Krakowa. Powołano sztab kryzysowy.
Silny wiatr wzmagał rozprzestrzenianie się ognia. Ciśnienie wody w hydrantach było bardzo słabe. Na dodatek okazało się, że w składowisku, oprócz papieru, znajduje się miał plastikowy. Panowało ogromne zadymienie, więc strażacy musieli pracować w aparatach ochrony dróg oddechowych, w których po długo trwającej pracy zaczęło kończyć się powietrze.
Pożar przeniósł się na jedną z hal, gdzie znajdowało się około stu ton papieru. Bele papieru były wyciągane na zewnątrz i tam gaszone.
Jeden ze strażaków pracujących w hali trafił do szpitala, gdy do jego oczu dostał się środek pianotwórczy. Po opatrzeniu rany został zwolniony do domu.
Jak poinformował portal wadowice24.pl oficer prasowy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Wadowicach Krzysztof Cieciak, w wyniku pożaru nikt poważnie nie ucierpiał. Pożar wybuchł na skutek nieostrożnego zachowania podczas pracy. - Iskry ze szlifierki kątowej spadały bezpośrednio na materiały łatwopalne składowane pod ścianą hali - powiedział Cieciak.
Sprawą zaprószenia ognia zajęła się prokuratura. - Będziemy sprawdzać, czy pożar mógł zagrażać życiu i zdrowiu wielu osób - powiedział portalowi prokurator rejonowy Jerzy Utrata.